sobota, 11 sierpnia 2018

Od Blaire "Niefortunny wypadek" cz. 2 (C.D. Luna)

Lato 2084
Po spotkaniu z właścicielem bloku i otrzymaniu kluczy do swoich czterech kątów, szybko opuściłam budynek. Dziarskim krokiem ruszyłam w kierunku wschodniej części miasta, kierując się przydrożnymi znakami. Było późne popołudnie, prawie wieczór. Słońce jeszcze nie zachodziło, oświetlało miasto w zapewne niezwykłej panoramie, którą dane mi było obserwować dzisiaj rano, jeszcze w samolocie. Wsunęłam na nos smart glassess i uruchomiłam system EEG przyciskiem po prawej stronie. Wyświetlacz rozbłysł błękitnym światłem i wyblakł, pozostawiając po sobie półprzezroczysty ekran startowy. Przechodząc przez ulicę, posłałam myśl o włączeniu muzyki. Urządzenie zadziałało z sekundowym opóźnieniem, ale już po chwili moje uszy cieszyły się energicznym brzmieniem ulubionych piosenek.
Ich jakość pozostawia wiele do życzenia. W porównaniu z dzisiejszą muzyką są jak mieszkanie w bloku przy apartamencie, nie potrafię jednak wymienić ich na cokolwiek innego.
O gustach się przecież nie dyskutuje.
Droga na ulicę Pomiarową okazała się dużo dłuższą, niż z początku się wydawało. Nawet przy moim i tak dość szybkim kroku, zajęła mi dobrą godzinę. Nieco znudzona monotonnym miejskim krajobrazem, przeglądałam swoją bibliotekę muzyczną, co chwila zerkając na drogę przed sobą. 
Otoczenie zmieniło się, na co zwróciłam uwagę dopiero znajdując się praktycznie na miejscu. Śmieci rozrzucone po chodniku i nieprzyjemny zapach roznoszący się w powietrzu, wzbudziły moją czujność. Posłałam myśl o przełączeniu urządzenia w tryb okularów i rozejrzałam się.
Przeklnęłam pod nosem.
Zawróciłam na pięcie i podbiegłam do jednego z mijanych chwilę wcześniej przystanków drogowych. Wszystko się zgadzało – Pomiarowa znajdowała się praktycznie za zakrętem. 
Usłyszałam za sobą charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi tramwaju. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się opuszczający pojazd tłum, stanowczo zbyt duży na tego rodzaju pojazd. Wyjątkowo wysoka kobieta potrąciła mnie ramieniem, jakiś krępy mężczyzna zaklął siarczyście, gdy niemal na mnie nie wpadł. Wycofałam się, nie mając zbyt wielu innych opcji.
Z coraz większym zdumieniem raz po raz zwracałam wzrok to na tablicę, to na swoje otoczenie. Mijający ludzi zaczęli przyglądać mi się to ze zdziwieniem czy zniesmaczeniem, to z pobłażliwością, niektórzy nawet ze zrozumieniem. Nieco speszona, jeszcze raz upewniłam się co do kierunku i nieco wolniejszym krokiem ruszyłam dalej. 
Będąc już niemal przed odpowiednią klatką, gdy kątem oka dostrzegłam ruch o tyle gwałtowny, że mogłam wykluczyć spacerowicza czy wracającego z pracy mieszkańca tej niezbyt przyjaznej okolicy. Zanim zdążyłam się obejrzeć, ktoś popchnął mnie od tyłu, jednocześnie szarpiąc za plecak. Wyrwał mi się okrzyk, instynktownie kopnęłam napastnika w piszczel. Wypuściłam rączkę walizki, złapałam równowagę, jednocześnie unikając upadku. Odwróciłam się, a moim oczom ukazało dwóch mężczyzn, z czego jeden uzbrojony w rewolwer. Nim zdążyłam w ogóle pomyśleć o jakiejkolwiek formie samoobrony, zostałam zdzielona po twarzy. Zatoczyłam się, poczułam jak krew tryska z mojego nosa i spływa po brodzie, a smart glassess spadają na ziemię z cichym trzaskiem. Odskoczyłam i rzuciłam się do ucieczki, z nadzieją, że walizka na chwilę ich zajmie. Szczęście – jeśli w ogóle można mówić o szczęściu w takiej sytuacji – mi dopisało. W biegu pochwyciłam okulary.
Mijając przepełniony kontener na śmieci, potknęłam się. Podparłam się rękoma o chodnik, łapiąc dech. Co to miało być do cholery? Odszukałam wzrokiem stojącą pod jakimś sklepem ławkę. Usiadłam na niej, zdjęłam plecak i przejrzałam jego zawartość, w celu ocenienia swojej sytuacji. Poza kilkoma drobiazgami, jedyne rzeczy, które uznałam za przydatne, to laptop, ostygła już kanapka, zakupiona na lotnisku, butelka wody, ładowarka do smart glassess i wilgotne chusteczki, a także koc, karta bankowa i kurtka. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Ledwie tu przyjechałam, a już w brutalny sposób odebrano mi wszelkie nadzieję. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Jak mogłam być tak naiwna?
Wyciągnęłam jedną chusteczkę i wytarłam nos. Z ulgą stwierdziłam, że nie jest złamany. Przynajmniej tyle. Ponownie założyłam plecak i ruszyłam z powrotem na ulicę Pomiarową. Upewniłam się, że nikt o wrogich zamiarach nie znajduje się w pobliżu, po czym podeszłam do drzwi klatki. Kątem oka dostrzegłam plastikową torbę, zdecydowanie przepełnioną. Przyjrzałam jej się dokładniej i rozpoznałam charakterystyczne logo. Uśmiechnęłam się ponuro i podniosłam przedmiot. Tak jak przypuszczałam, znajdowały się w nim dwie pary martensów, identyczne z tymi, które miałam wtedy na sobie. Musieli je wyrzucić. 

Stojąc przed drzwiami swojego pierwszego i zapewne nie ostatniego mieszkania w Mistle City, przez moją głowę przelatywało wiele myśli. Pierwsze doświadczenia w nowym miejscu, fałszywe nadzieje, determinacja... Podniosłam wzrok na drzwi i zlustrowałam je sceptycznym spojrzeniem. Wyciągnęłam klucz z kieszeni jeansów i je otworzyłam.
Wielkość mieszkania nie była dla mnie co prawda zaskoczeniem, jednak tylko dodatkowo mnie podłamała. Pomieszczenie było maleńkie, ściany chyba miały być jasnoszare. Jasne panele, imitujące deski, wydzielały nieprzyjemny zapach. Otworzyłam drzwi naprzeciwko. Znajdująca się za nimi, minimalistyczna łazienka była wyposażona w prysznic, toaletę, niewielki kosz na śmieci i okienko na zewnątrz.
Plecak zsunął się z mojego ramienia i z cichym hukiem spadł na podłogę. Powinnam przejąć się możliwością uszkodzenia laptopa, ale tylko oparłam się o ścianę i osunęłam na kafelki. Było późno i miałam jeszcze dużo do zrobienia, zwłaszcza po straceniu większości swoich rzeczy. W takim wypadku powinnam od razu zadzwonić na policję... Czemu tego nie zrobiłam? 
Byłam zmęczona. Po samej podróży w zasadzie miałam do tego prawo, ale nie mogłam sobie jeszcze pozwolić na odpoczynek. Dźwignęłam się na nogi. Zdjęłam smart glassess i położyłam obok plecaka, zwróciłam się w kierunku przeszklonej kabiny. Przez chwilę wpatrywałam się w swoje odbicie, mierzące mnie zrezygnowanym spojrzeniem szarych oczu. Odwróciłam wzrok. Puściłam wodę i przemyłam twarz. Już niedługo...
***
Około dwudziestej pierwszej skierowałam swoje kroki do pobliskiego hipermarketu. W międzyczasie zakupiłam na bazarze i przeniosłam do mieszkanka materac i trochę ubrań, załatwiłam formalności dotyczące mojej nowej pracy i spożyłam skromny posiłek złożony z kanapki i zakupionego na jakimś straganie podejrzanie dobrze wyglądającego jabłka. Poinformowałam także odpowiednie służby, jednak niewiele mogli już zdziałać (nawet pomijając fakt, że przyjechali niemal godzinę po telefonie, a z tego co zdążyłam się zorientować, posterunek nie znajdował się bardzo daleko). Zostałam "pouczona", a sprawę wykreślono z kartoteki. Skandal – powiedziałby mój ojciec dziesięć lat temu. Dzisiaj nawet w mojej Irlandii to już nie ma znaczenia.
Przystanęłam na chwilę, by sprawdzić czy na pewno wzięłam portfel. Usłyszałam brzęk metalu i czyjeś kroki. Podniosłam wzrok i w tej samej chwili ktoś na nie wpadł. Nieco niższa ode mnie dziewczyna o długich, ciemnych włosach cofnęła się o kilka kroków i zamachnęła się rękoma, próbując utrzymać równowagę.
– O nie! – Zwróciła wzrok na torbę, którą chwilę wcześniej upuściła – Oby nie upadła na pomidory.
Schyliła się po przedmiot i chwilę przerzucała jego zawartość. Poczułam jak krew ponownie wypływa z mojego nosa. 
– Przepraszam, zagapiłam się – nastolatka poprawiła na nosie okulary i spojrzała na mnie ze skruchą. Przełącz na tryb okularów – posłałam myśl do smart glassess. 
– Nic się nie stało – spróbowałam dyskretnie wytrzeć nos, nie dało mi to jednak zbyt wiele. Pieprzeni defraudanci.
– Pani krwawi? – głos dziewczyny był niemal zmartwiony.
Moją uwagę przykuł błysk czegoś, co musiało odbić światło jednego z licznych, sklepowych neonów. Spojrzałam przez ramię miłośniczki pomidorów, a moim oczom ukazał się człowiek w ciemnej kominiarce, sięgający po leżący na ziemi nóż. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nastolatka odwróciła głowę. Dłoń w rękawiczce zacisnęła się na rękojeści ostrza. 
To chyba jakiś żart.

<Luna? Wybacz, że nie rozwinęłam tego wątku. I tak wyszło długo, w porównaniu do pierwszej części>

piątek, 3 sierpnia 2018

Od Luny "Niezbyt udany dzień" cz. 4 (cd. Tamara)

Jesień 2084
Mimo następnego dnia, chłodna wizyta klientki dalej mnie zadręczała. Ułamek sekundy, w którym wymieniłyśmy spojrzenia był dla mnie jak omen i rzeczywiście zapoczątkował ciąg niemiłych zdarzeń.
- Dzień do... – klientka nie pozwoliła dokończyć zdania Tamarze.
- Sybil Ellis, zamawiałam goździki na teraz – odparła bardzo stanowczym tonem. Bacznie obserwowałam, jak dziewczyna z różowymi lokami obsłużyła kobietę. Pomimo chłodnej postawy niejakiej Sybil, Lena pozostawała przy swoim uprzejmym uśmiechu. 
- Powiało chłodem – szepnęłam do siebie, tak, że nikt tego nie usłyszał, po czym odwróciłam się w stronę okna. Z tego miejsca mogłam przyjrzeć się wszystkim na ulicy. Nawet nie spostrzegłam, kiedy ponownie zostałyśmy tylko we trzy w kwiaciarni. Z zamysłu wyrwał mnie miękki głos Tamary.
- Nie spieszy ci się do pracy? – zapytała z wahaniem w głosie. 
- Właściwie, to nie mam określonych godzin pracy. Działam na zasadzie „przyjmij zadanie – wykonaj jak najszybciej" – zakreśliłam palcami cudzysłów w powietrzu – teraz nie mam żadnego – dostałam powiadomienie przez smartglasses: „promocja w supermarkecie Rubin kończy się za godzinę". Hmm, warto skorzystać. Wstałam ze stołka i założyłam materiałową torbę na ramię. 
- Coś się stało? – usłyszałam.
- Nie – posłałam uśmiech, - wszystko w porządku. Ja już pójdę, bo przypomniałam sobie, że mam coś do załatwienia.
- Ach, Lu – zatrzymałam się przed wyjściem.
- Tak?
- Widzimy się jutro u mnie na obiedzie? Bądź o 14:00.
- Jasne – otworzyłam drzwi i cicho rzuciłam słowa na pożegnanie. 
Popędziłam w stronę mojej mieszkalnej dzielnicy i po parunastu minutach stałam pod wejściem mojego ulubionego sklepu spożywczego. Był on wyjątkowo zatłoczony, co utrudniało mi przemieszczanie się między stoiskami. Na szybko zrobiłam listę zakupów, abym mogła jak najszybciej opuścić supermarket. 
Najpierw mandarynki i kiwi. 
Podeszłam do działu owoców i warzyw. Pusto. Jedyne, co zostało, to jakaś marna gruszka i paczka winogron. 

Dobra, zadowolę się winogronami – pomyślałam i wzięłam ostatnie opakowanie – następnie z nabiału wzięłabym twaróg. - Podeszłam do lodówki i już chciałam wyjąć produkt z mojej listy, ale tego też tu nie zastałam – to chyba jakieś żarty.

Zdenerwowana odeszłam od lodówki i wybrałam się w stronę półki z płatkami śniadaniowymi. Ze wszystkich smaków zostały te, które najmniej lubiłam. Los sobie ze mną najwyraźniej pogrywał. Ostatecznie wzięłam płatki owsiane i podeszłam do kasy. Zapłaciłam należną sumę i powędrowałam do mieszkania, aby w spokoju spędzić resztę popołudnia. Nie wiedziałam wtedy, jaka wiadomość czeka mnie następnego dnia, który rozpoczynał jesień. 
Wstałam tuż po porannej audycji radiowej, czyli koło 9:15. Chwilę leżąc zapuściłam krople do oczu, po czym założyłam okulary, by sprawdzić, czy czeka na mnie jakaś wiadomość. Kiedy upewniłam się, że nie dostałam żadnego ważnego maila, poszłam pod prysznic. 
Już umyta i ubrana, weszłam do małej kuchni. Byłam umówiona na 14:00 na obiad u mojej sąsiadki Tamary, więc postanowiłam, że nie przyjdę tam z pustymi rękami. Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki na ciasto czekoladowe, które było według mnie najprostszym i najlepszym wypiekiem, z jakim miałam do czynienia i wzięłam się do pracy. Gotową masę włożyłam do piekarnika i w oczekiwaniu na upieczenie się ciasta, rozłożyłam się na niewielkiej kanapie i włączyłam telewizor. Młoda blondwłosa dziennikarka prowadziła właśnie wywiad z mężczyzną z włosami w kolorze hebanu w średnim wieku. Siedział na czarnym skórzanym fotelu ze szklanką wody w dłoni. Nawet przez ekran biła od niego pewność siebie. Pasek informacyjny ukazał imię gościa programu: Tavion Gunnar. 
- Ostatnio o nim coraz głośniej – mruknęłam i poprawiłam się na kanapie. Wsłuchałam się w rozmowę między prowadzącą i gościem. Głównym tematem były działalności charytatywne biznesmena, na co przewróciłam oczami - typowe.
Zsunęłam się z kanapy i wyjęłam czekoladowe ciasto z piekarnika - mam nadzieję, że jej posmakuje.
Spojrzałam na zegar na piekarniku: 13:24. Przeszłam do sypialni i stanęłam przed szafą. Nie miałam jakiegoś ogromnego wyboru, gdyż nie wychodziłam zbyt wiele z domu. Przecież mogłam pracować u siebie w mieszkaniu. Założyłam białą, prostą sukienkę i kurtkę dżinsową z naszytymi kwiatami w kolorze malinowym. Przed lustrem rozczesałam włosy i naniosłam na powieki różowy cień. Była za dziesięć czternasta, kiedy założyłam trampki i z ciastem w dłoni ruszyłam do mieszkania Tamary.
Zapukałam do drzwi i po chwili otworzyła mi uśmiechnięta dziewczyna.
- Obiad zaraz gotowy, możesz mi pomóc nakryć do stołu? 
- Jasne - odpowiedziałam. - Przygotowałam ciasto - położyłam wypiek na blacie kuchennym - dziękuję za gościnę. - Położyłam białe talerze, sztućce, szklanki oraz dzbanek z wodą z cytryną, miętą i borówkami na stole. W tym czasie Tamara podała ryż w dwóch miseczkach i spory garnek curry. 
- Wygląda pysznie - powiedziałam podekscytowana. - Skąd bierzesz przepisy?
- Większość znajduję na blogach kulinarnych. 
Po zjedzeniu obiadu poczęstowałyśmy się po kawałku ciasta. 
- Masz jakieś zlecenia na dzisiaj? - zagaiła dziewczyna. 
- Powiadomienia milczą od wczoraj. 
- Myślę, że ta cisza nie potrwa zbyt długo - i miała rację. W tym samym momencie przyszła wiadomość. Sprawdziłam szybko smartglasses. Może jakaś gruba ryba pragnie mnie zatrudnić na dwa, lub trzy zadania...
Otworzyłam wiadomość i wstrzymałam na chwilę oddech.
„...Przez brak bezpośredniej umowy z klientami oraz niejasności w dowodzie osobistym, nie może Pani pobierać opłat za wykonywanie osobistych zadań pojedynczych klientów oraz firm..."

Wstałam od stołu i zdjęłam okulary. Poczułam lekki skurcz w brzuchu.
- Straciłam pracę - powiedziałam cicho - Co teraz? - Chociaż Tamara starała się mnie jakoś pocieszyć, nie byłam w stanie usłyszeć jej słów. - Przepraszam, ale wyszłabym na chwilę na spacer. 
Nie miałam ochoty wracać do pustego mieszkania, więc poszłam w stronę centrum miasta. Dochodziła godzina czwarta i na ulicach wiało pustkami. Nie dziwiło mnie to jakoś bardzo, ponieważ o tej porze, albo ludzie siedzą w biurowcach i wypełniają dokumenty dla szefów, albo bogaci kapitaliści kontrolują pracę swoich podwładnych i zwiększają sumę na swoim koncie z każdą minutą. Odkąd pamiętam, starałam się jak najskuteczniej unikać korporacji i tego całego popapranego systemu. Jednak w momencie otrzymania rzekomej wiadomości miałam przeczucie, że już zostałam wciągnięta w wir koncernów i ogromnych pieniędzy. 
- Cholera! – kopnęłam kapsel leżący na chodniku, który odskoczył i poleciał w stronę automatów z napojami. Podeszłam do nich i kupiłam najtańsze picie – mleko truskawkowe w kartoniku. Popijając zimny napój, weszłam do centrum handlowego. Tuż przy wejściu moim oczom ukazał się wielki hologram z jaskrawym napisem „Witamy w EBONY". Pojechałam ruchomymi schodami i weszłam do księgarni. Podeszłam do jednego z monitorów w sklepie, by przeszukać asortyment. Kiedy znalazłam właściwą książkę, wyświetlił mi się komunikat: proszę podejść do kasy nr 006. Tak też zrobiłam. Zapłaciłam należną kwotę i odebrałam lekturę. Pierwsze co zrobiłam, to otworzyłam ją i zanurzyłam nos między stronami. Zapach nowych książek był dla mnie kojący. Teraz miałam okazję przyjrzeć się dokładnie okładce: tytuł „Tajniki mechatroniki” był w kolorze czerwonym i mieścił się na szarym tle. Tuż pod nim mieściło się nazwisko autora i niedbały rysunek przedstawiający holo-PC. 
Pora się trochę doedukować.

<Tamara?>

środa, 1 sierpnia 2018

Podsumowanie lipca 2018

Oto i mamy pierwsze pełnoprawne podsumowanie miesiąca!
Pojawiło się dokładnie 6 opowiadań, co na naszą liczbę członków jest raczej wynikiem całkiem w porządku, jednak nie zmienia to faktu, że jesteśmy w stanie mierzyć wyżej.
Niestety musieliśmy się pożegnać z właścicielką Olivii, a sama postać stała się NPC gotowym do adopcji. W razie jakby pojawił się jakiś chętny, prosiłabym o kontakt. :)
Ponadto pojawił się pierwszy wpis fabularny. Prosiłabym o wybranie nowej pracy przez pozostałe postacie, które tego jeszcze nie zrobiły (Sybil, Tamara, Blaire, Wayne). Póki co są bezrobotnymi, a jednak jakoś muszą utrzymać swoje mieszkania.
Niebawem przewiduję nowe questy, postaram się również dokończyć opisy miejsc w Mistle City. Kiedy to zrobię tego nie wiem. Mam nadzieję, że do końca miesiąca. Poza tym prosiłabym o większą wyrozumiałość w dniach od 5 do 13 sierpnia, gdyż mam kolejny wyjazd. Nie wiem jak będzie wyglądać sytuacja z odpisywaniem i wstawianiem opowiadań.
Dzisiaj pojawi się zmiana cennika kursów, książek oraz działów umiejętności do odblokowania.
  • Morph: 1500$ - 450$ - 950$ + 150$ = 250$ │+1 pkt. umiejętności, +1 pkt. sprawności
  • Tamara: 1500$ - 450$ - 1750$ + 300$ = -400$  │+1 pkt. umiejętności, +2 pkt. sprawności
  • Sybil: 1500$ - 550$ - 950$ + 150$ = 150$│1 pkt. umiejętności, +1 pkt. sprawności
  • Blaire: 1500$ -550$ - 950$ = 0$ │+1 pkt. umiejętności
  • Luna: 1500$ - 450$ - 1750$ + 300$ = -400$ │+1 pkt. umiejętności, +2 pkt. sprawności
  • Wayne: 1500$ - 370$ - 1350$ = -220$ │+1 pkt. umiejętności