wtorek, 3 lipca 2018

Od Luny "Niefortunny wypadek" cz. 1 (cd. chętny)

Lato 2084 r.
Jak co dzień, ten wieczór spędzałam przed laptopem, wykonując zlecenie od mało ważnego klienta. Kolejna strona dla firmy, której nazwy nie zapamiętam. Mojej pracy towarzyszyła muzyka lecąca z radia. 
„… mamy okazję puścić najnowszy kawałek zespołu Black Sun zatytułowany „Smoke”…” 
Sięgnęłam po puszkę mrożonej herbaty i wzięłam dużego łyka orzeźwiającego napoju. Chłodna ciecz pozostawiła po sobie kwaśny smak z domieszką słodyczy. Poprawiłam się na fotelu, zrzucając przy tym granatowy koc z kolan. Zegar w rogu monitora wskazywał godzinę 21:04. Zamknęłam urządzenie i wstałam z fotela. Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę.
Czy jest coś na śniadanie? jedyne co znalazłam to dwie puszki z oranżadą, torebkę z sałatą, masło i jeden jogurt owocowy czas na zakupy. Zamknęłam lodówkę i podeszłam do mojego stanowiska pracy – niewielkiego, drewnianego biurka w rogu mojej sypialni. Podniosłam okulary zerówki z blatu i założyłam na nos. Bardzo rzadko rozstawałam się z moimi smartglasses. Jeszcze przed wyjściem zajrzałam do szafy, żeby wziąć ze sobą jakąś grubą bluzę. Wieczorami to miasto staje się nieprzyjemnie zimne. Portfel schowałam do kieszeni i włożyłam czarne trampki. Wychodząc zgasiłam światło w salonie i zamknęłam na klucz mieszkanie. Przeciąg na klatce schodowej przywiał woń metalu i rdzy, temu miejscu przydałaby się renowacja, ale komu przy zdrowych zmysłach chciałoby się angażować w to miejsce jakiekolwiek fundusze? To tylko stara, przytulna rudera, która przetrwała próbę czasu.
W drodze do miejscowego supermarketu minęłam radiowóz, w którym siedział jeden policjant koło czterdziestki, rozmawiający przez telefon. Miał uchylone okno, więc bez problemu mogłam usłyszeć fragment rozmowy.
- Nie, nie dam rady, dostałem zlecenie patrolu północnych obrzeży… zostaw porcję, to odgrzeję w mikrofali… dobrze… a Marie już śpi?... ucałuj ją ode mnie.
Ach, życie… Zdaje mi się, że w tych czasach tak mało ludzi jest szczęśliwych. Czy zawsze tak było?
Pod sklepem stały dwie ekspedientki i przy rozmowie paliły papierosy. Dym unosił się w wokół nich i był co raz bliżej mnie. Wchodząc w tę niewielkich rozmiarów chmurę wstrzymałam oddech i przeszłam przez automatyczne drzwi sklepu. 
Szybko wybrałam kilka produktów, która uznałam za przydatne i stanęłam przy kasie. Kiedy pracownica podliczała ceny, rzuciłam okiem na sklep. Dostrzegłam tego samego policjanta z radiowozu. Najpierw wybrał przegląd sportowy ze stoiska z prasą przy wejściu, po czym podszedł do lodówki z energetykami…
- Zapakować w torbę? – usłyszałam obojętny głos kobiety.
- Tak, proszę – szybko zapłaciłam, chwyciłam zakupy i wyszłam na zewnątrz. 
Na dworze było jeszcze zimniej niż wcześniej, a pod budynkiem nie było już nikogo. Radiowóz też stał pusty. Oprócz odległych dźwięków samochodów, panowała tu cisza. W tej chwili, jedyne o czym myślałam, to żeby jak najszybciej dostać się do mieszkania. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk, jakby spadł na chodnik kawałek metalu, na co podskoczyłam i poczułam gęsią skórkę pod bluzą. Na ułamek sekundy odwróciłam się, by upewnić się, czy nikogo za mną nie ma. Pusto. Nim odwróciłam twarz wpadłam na ciemną sylwetkę. Najwyraźniej nie zauważyliśmy się nawzajem idąc zza rogu. 
- O nie! – zorientowałam się, że torba z zakupami wylądowała na chodniku – oby nie upadła na pomidory.
Kiedy podniosłam torbę odwróciłam się do osoby, z którą się zderzyłam. Obcy był ode mnie wyższy i wyglądał jakby nie przejął tym niefortunnym wypadkiem.
- Przepraszam, zagapiłam się – powiedziałam i poprawiłam okulary na nosie.

(do ktosia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz