piątek, 13 lipca 2018

Od Luny "Niezbyt udany dzień" cz. 2 (cd. Tamara)

Lato 2084
- Lu to twoje imię? Jak masz na nazwisko? – zapytała Tamara.
- Oficjalnie mówią na mnie Luna Nightingale, ale preferuję Lu – przedstawiłam się i chwyciłam kubek gorącej herbaty. Kody przed moimi oczami były niczym układanka, która okazuje się dziecinnie prosta, gdy ułożysz sobie w głowie jeden element. 
- Od jak dawna jesteś w tym zawodzie? – spytała Tamara. 
- Jako dziewięcioletnie dzieci z moją przyjaciółką Novą w każdy weekend wychodziłyśmy z sierocińca na miasto, szukać ciekawych miejsc do zabawy. Nasze małe miasteczko Scarlet Hill nie było jednak ciekawym miejscem do czasu, gdy mało znany inwestor wykupił niewielką ziemię i wybudował Scarnet przytulną kafejkę internetową. Ponieważ dyrektor internatu był największym wrogiem komputerów, nie miałyśmy z nimi wiele do czynienia. Stałyśmy się stałymi klientkami Scarnetu, ja bawiłam się logomocją, a Nova odkrywała fora podróżnicze. Jako szesnastolatki opuściłyśmy sierociniec i wyruszyłyśmy w świat. Moja przyjaciółka podróżuje teraz po świecie, a ja pracuję jako informatyk. 
- Utrzymujecie ze sobą kontakt? – spytała ciemnoskóra dziewczyna. Wyglądała na rzeczywiście zainteresowaną moją historią.
- Przesyła mi zdjęcia z najciekawszych miejsc, które odwiedza – przekręciłam ekran w stronę dziewczyn obok mnie – gotowe. Teraz powinno działać.
- Wielkie dzięki – powiedziała uradowana dziewczyna, na której plakietce było napisane „Jestem Lena”. 
- Sama to zrobiłaś? – wskazałam głową na wiązankę kwiatów, która leżała tuż przy dłoni różowowłosej dziewczyny.
- Tamara zaczęła, ja tylko poprawiłam – odrzekła, poprawiając loki.
- Pięknie to wygląda – założyłam nogę na nogę i nachyliłam do Leny. Otworzyła szerzej swoje niebieskie oczy – zazdroszczę talentu. 
- Dziękuję – odpowiedziała, po czym wstała ze swojego stanowiska i strzepała niewielkie listki ze spodni – skoczę się ogarnąć, bo za piętnaście minut przyjdzie klient po wiązankę. 
- Jak się nazywają te? – wskazałam śnieżnobiałe kwiaty, które przeważały w całej kompozycji.
- To są goździki – wytłumaczyła Tamara – często wykorzystujemy je w bukietach, gdyż długo pozostają świeże i pięknie się prezentują, czyż nie?
- Prawda, prześliczne są.
- Poczekaj chwilę – dziewczyna na chwilę zniknęła za drzwiami małego zaplecza, po czym wróciła z małą różową wstążką. Bacznie obserwowałam jej ruchy, gdy podeszła do jednego z wazonów z pięknie prezentującymi się kwiatami. Wyciągnęła dłoń po jednego goździka w kolorze bladego różu i obwiązała wstążką, tworząc niewielką kokardkę – proszę, prezent na mój koszt – posłała szczery uśmiech.
- Och, dziękuję.
- Myślę, że taki mały akcent spodoba się nie tylko tobie, ale i twojemu współlokatorowi, bądź współlokatorce.
- Mieszkam sama niestety, ale z kwiatkiem na pewno będzie raźniej – przysunęłam kwiat bliżej twarzy, by móc zaciągnąć się jego zapachem.
- To może wpadaj do mnie na obiady? Myślę, że przyjemniej będzie jadać w towarzystwie. 
Podniosłam wzrok na dziewczynę przede mną. Ostatnia moja bardziej zaawansowana interakcja z innym człowiekiem miała miejsce kilka lat temu z Novą. Obrałam życie raczej spokojne w cieniu i w samotności, ale nie miałam nigdy oporów do zmiany jego trybu.
- Bardzo chętnie – odrzekłam szczęśliwie. – Gdzie mieszkasz?
- Pomarańczowa 2, mieszkanie nr 34.
- Naprawdę? Mieszkam w tym samym bloku pod numerem 12 – zaśmiałam się. – Kto by się spodziewał…
Naszą rozmowę przerwał dzwonek drzwi kwiaciarni. Prawdopodobnie przyszedł klient po tę śliczną wiązankę białych goździków.

(Tamara?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz