wtorek, 24 lipca 2018

Od Morpha "Obserwatorka" cz. 2

Lato 2084 r.
– Ja... Tylko zastanawiałam się, jak pan będzie jeść przez maskę – wymamrotała, odwracając głowę zawstydzona. Ramiona mi opadły. Spodziewałem się wiele, ale na pewno nie tego. Dobrze, że nie widziała mojej zagubionej miny. Potrząsnąłem głową.
– Dobrze. W porządku. Jem w domu – odrzekłem, starając się powstrzymać drżenie głosu. Dziewczyna zaś patrzyła na mnie nieco przestraszona. Fakt, byłem od niej znacznie wyższy i mogłem wyglądać dość groźnie... Przyjrzałem się jej twarzy. Wyglądała na młodą. Może licealistka, studentka... Kto wie? Na pewno nie dzieliło nas wcale aż tak lat wiele, by nazywała mnie "pan". 
Dłuższą chwilę zastanawiałem się, co jeszcze powiedzieć. Zrobiło się niezręcznie. Ostatecznie wyciągnąłem do niej prawą dłoń, akurat tę, w której nie trzymałem paczki z jedzeniem.
– Jestem Morph.
Niepewnie ścisnęła moją rękę, ale w jej oczach błysnęło jakieś zrozumienie. Coś mi się zdawało, że był to dobry znak.
– Olivia.
– Ile masz lat? Nie wydajesz się być dużo młodsza ode mnie... A może jesteś nawet starsza? – Zaśmiałem się niepewnie.
– Dwadzieścia – odpowiedziała krótko, teraz przyglądając mi się jedynie z zaciekawieniem.
– O, to jestem tylko trzy lata starszy. Mówmy sobie na "ty", okej?
Skinęła głową, więc kontynuowałem:
– Super. Może wymienimy się numerami, czy coś?
Teraz już wyglądała na zagubioną, odsunęła się o krok, niemal nie wpadając na mężczyznę akurat wychodzącego z knajpy.
– Hej, nie tak prędko... Praktycznie się nie znamy, a ty już prosisz o numer? Właściwie to powinnam już wracać, bo mam sporo nauki – wytłumaczyła się pospiesznie.
– Przepraszam! – powiedziałem szybko – Nie miałem na myśli niczego złego. Po prostu... – zawiesiłem głos. Co miałem jej powiedzieć? Że nie mam przyjaciół, dlatego nie wiem, jak się rozmawia z obcymi, chcąc nawiązać znajomość? W jej oczach już pewnie wyglądałem jak kompletny wariat. Może porywacz, morderca...
– Po prostu co? – położyła dłonie na biodrach.
– Po prostu... nie mam zbyt wielu znajomych. Wybacz. Nie wiedziałem, że tak nie wypada.
Wyrwało się jej ciche "och". Pewnie teraz wzbudziłem w niej współczucie, a przecież wcale tego nie chciałem. Tym razem to ona intensywnie myślała. Nie wiedziałem co powiedzieć.
– W takim razie... Powinniśmy najpierw więcej ze sobą porozmawiać. Dopiero później możesz liczyć na numer.
Ochoczo skinąłem głową, ale chyba znowu zabrało nam tematów. Rzeczywiście było bardzo niezręcznie... Choć podnosiło mnie na duchu to, że zrezygnowała z nauki, byleby tylko móc spędzić ze mną odrobinę czasu. Z drugiej jednak strony poczułem się odrobinę winny. Pewnie jest studentką i siłą rzeczy powinna się uczyć.
– Może chodźmy gdzie indziej...? Stoimy w przejściu... – oznajmiłem w końcu. Dopiero wtedy chyba do niej to dotarło, bo czym prędzej przemieściła się na parking. Obejrzała się, czy idę za nim, a upewniwszy się, że rzeczywiście tak jest, skierowała się ku chodnikowi.
– Często tu bywasz? – zapytała.
– Mieszkam niedaleko... Lubię tu jeść.
– Jak często?
– Zazwyczaj codziennie... – odparłem już nieco ciszej. Powietrze z niej uleciało.
– Wiesz, że to niezdrowe? Jestem studentką medycyny i wiem jak bardzo to niebezpieczne... Chyba nie mieszkasz tu od dawna, bo wciąż jesteś szczupły. Mam rację?
– Czy ja wiem... Jestem tu od dwóch lat... – Kątem oka dostrzegłem jej zdruzgotaną minę.
– Jeszcze chwila i się nad tobą ulituję i zacznę zapraszać na obiady...
– Umiesz gotować?
– Trochę – Odwróciła głowę.
– Więc bardzo chętnie bym cię odwiedzał... O ile pozwolisz mi brać na wynos.
– Aż tak wstydzisz się swojej twarzy? – Ponownie popatrzyła na mnie, tym razem w taki sposób, jakby spróbowała przez szkło dostrzec moje rysy. Na szczęście wiedziałem, że to niemożliwe, więc nieszczególnie się przejąłem. Wzruszyłem ramionami.
– Na to wygląda.
Zastanowiła się, przygryzając zębami skórkę przy paznokciu. Jednocześnie obserwowała przemykające po ulicy tuż obok nas motory, a zaraz potem radiowozy. Trwał pościg policyjny. Syreny wyły. Gapiów w Mistle City raczej bywało niewiele, a szczególnie w tych rejonach miasta. Z miny Olivii wyczytałem, że nie mieszkała tutaj, bo dziwiła się tej całej scenie. Patrzyła z skrupulatnie maskowanym zainteresowaniem.
– Nie mieszkasz tutaj, prawda? – zapytałem.
Pokręciła głową.
– Mieszkam na Północy. Też obrzeża... Dlaczego pytasz? Tutaj coś takiego jest normalne? – Popatrzyła na mnie czujnie.
– Na to wygląda – Ponownie wzruszyłem ramionami. W duchu cieszyłem się, że rozmowa zaczęła się kleić. Olivia wypuściła powietrze.
– No to... Możesz do mnie przychodzić na jedzenie. Tylko musisz mi się dorzucić do kosztów wykonania. Oraz pomagać w razie potrzeby. No i towarzyszyć w trakcie gotowania.
– W porządku. By ustalić, kiedy dokładnie zaczniesz gotować, teraz już potrzebuję twojego numeru – Uśmiechnąłem się pod nosem. Tak, zdecydowanie zaczynało się układać.
– Dobrze, wygrałeś. Mam tylko nadzieję, że nie jesteś włamywaczem.
– Nie, nie, nic z tych rzeczy – Pokręciłem głową – Nie masz o co się martwić.
Wciąż patrzyła na mnie bez przekonania, ale ostatecznie podała mi swój numer, a ja własny. Z tym, że ona musiała dyktować z notatki na SmartWatchu, a ja z pamięci. Zapamiętanie ciągu kilku liczb nie sprawiało mi nigdy kłopotu. Później rozmawialiśmy jeszcze na kilka tematów, póki nie odprowadziłem jej do domu. Okazało się, że mieszkała na ulicy Pomarańczowej. Za pomocą maski wykonałem zdjęcie, by wzrokowo lepiej zapamiętać jej blok mieszkalny i dopiero się pożegnaliśmy. Moje jedzenie było już pewnie zimne, ale nie przejmowałem się tym szczególnie. Głód również mi doskwierał, ale to także było do przeżycia. Grunt, że miałem nową koleżankę.
Stanąłem przy przystanku tramwajowym, czekając aż coś podjedzie. Żaden z przechodniów nie mógł dostrzec mojego uśmiechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz